Stołówka na Madagaskarze

Ambohidratrimo,  Lipiec 2011

 « Cokolwiek uczyniliscie jednemu z tych najmniejszych…»

Przyznaję, że jest wiele powodów w obecnej rzeczywistosci malgaskiej, aby narzekac. I tak jakoś latwo to przychodzi bez przygotowania i wstępu, a lista obiektów do narzekania ma szanse napełnic się szybko wciąż nowymi punktami. Tyle, że narzekanie do niczego dobrego nie prowadzi.

Lubię przysłowia z różnych kultur i ukrytą w nich mądrość. Jedno z afrykańskich mówi: „Lepiej zapalić świeczkę, niż narzekać na ciemność”. Krótkie, jasne, mądre!

Często mi się zdarza w mojej posłudze misjonarskiej mieć te przysłowiową świeczkę, ale bez zapałek. To inni pomagają wykrzesać ogień i w miejsce narzekania pojawia się nadzieja i ogrom wdzięczności, że człowiek na człowieku polegać może.

Od stycznia tego roku mamy na misji stołówkę szkolną - dar polskich dzieci. 

Nie ukrywam, że jestem dumna z tego daru. Wciąż trudna i niejasna sytuacja polityczna sprawia, ze troska coraz większej ilości ludzi jest zapewnienie codziennego pożywienia swojej rodzinie. Od momentu objęcia  odpowiedzialności za szkole, biedne i niedożywione dzieci są moją szczególną troską. Jak uczyć i wymagać kiedy brzuch pusty, a chętnych do szkolnej infirmerii jest coraz więcej z powodu zasłabnięcia czy tez bólu głowy.

Miałam świeczkę czyli wielkie pragnienie, aby móc dać tym dzieciom codzienny talerz ryżu i kilka miesięcy po rozpoczęciu roku szkolnego, ta świeczka zaczęła płonąć radosnym płomykiem.

Planowana stołówka ujrzała światło dzienne! Uroczyste poświęcenie budynku zgromadziło liczną rzeszę uczniów i ich rodziców.

Poświęciliśmy pamiątkową tablicę, na której są dwie flagi: polska i malgaska oraz napis: „Dar polskich dzieci dla dzieci malgaskich”. 

Stołówka w pierwszym miesiącu swojej służby wydała 1500 obiadów. W kolejnym miesiącu było ich drugie tyle. Ci którzy mają taką możliwość, dają niewielką opłatę, inni otrzymują obiady za darmo. Liczba tych ostatnich wciąż wzrasta. 

I wzrasta też radość kiedy widzę  zaokrąglone buzie jeszcze niedawno chudziutkich dzieci; kiedy widzę ich lecących pędem do stołówki z łyżką w ręku i wreszcie kiedy widzę ich wdzięczność za darczyńców wyrażoną w modlitwie i prostym słowie: ”Misoatra - Dziekuję”. Ale nie tylko. Często w sobotę albo w środę po południu kiedy nie ma lekcji w szkole, te najbiedniejsze dzieci wraz z rodzeństwem i mamą przychodzą pomagać w stołówce. Wtedy żadna miotła ani ścierka nie zna odpoczynku, a najbardziej złości się Angelo, bo jest najmniejszy i nikt nie chce dać mu miotły. Angelo, nasz przedszkolak ma 3 latka i jest na etapie: ”ja siam”. Praca jest rożnorodna: przebieranie ryżu, orzeszków ziemnych, sprzątanie, plewienie w ogródku, noszenie drzewa. Czynności bardzo proste ale wykonywane ochotnym sercem. Nie brakuje przy tym spontanicznych śpiewów. 

Wiele dzieci z naszej misji ma możliwość nauki i korzystania ze stołówki w ramach tzw. adopcji na odleglość. Bóg zapłać tym wszystkim, którzy podjęli tę formę pomocy.

Tahine spotkalam w czasie odwiedzin jednej z wiosek. Sześcioletnia dziewczynka ważyła jak piórko, miała podkrążone oczy i chudziutkie ręce. A na malutkiej twarzyczce  przepiękny dziecięcy uśmiech. Dzięki pomocy p. Marty z Poznania, która odwiedzila Madagaskar i naszą misję, Tahina rozpoczęła naukę w przedszkolu i co jakiś czas przychodzi do biura pochwalić się  nowo poznanymi literkami. I już nie jest taka leciutka jak przedtem. 

Do nieba zabierzemy tylko uczynione dobro, miłość wyrażoną w konkretnych czynach.

Tym, którzy dają mi szansę na czynienie dobra, którzy uczą mnie dobra swoim przykładem, skladam gorące Bóg zapłać.

 Z serca pozdrawiam

S.Władysława Piróg fmm z Madagaskaru